28 marca 2020, 22:45
W miasteczku Milovia mieszka niewiele osób, nie jest ono znanym miejscem. Jednakże w tym miejscu nikt nie zna słowa nienawiść. Być może dlatego ze mieszka w nim zaledwie 30 osób, które znają siebie jak nikt inny.Z tego tez miasteczka pochodzi pewna dziewczyna. Skromna, nieśmiała zwykła nastolatka. Uczęszcza do liceum, które mieści sie poza miastem w stolicy jej kraju - Warszawie. Dziewczyna pochodzi z polskiej, lecz z biednej rodziny. Nie ma rodzeństwa i wychowuje ją babcia. Jej rodzice zginęli w wypadku, gdy miała zaledwie 3 lata. Sama ledwo uszła z życiem. Przez 8 lat walczyła o życie w szpitalach przez to, że miała problemy z kilkoma narządami, jednak była na tyle silna ze w końcu udało jej sie wszystko przezwyciężyć. Cassie Nelson, bo tak się nazywała, w nowej szkole nie umiała sie odnaleźć. Żyła zawsze w małej grupie ludzi, a teraz gdy zaczęła przebywać w środowisku obcym dla niej, nie umiała przełamać strachu by porozmawiać z ludźmi. Jej szkoła była duża, 50 sal, świetlica, 3 piętra, 6 łazienek : 3 męskie i 3 damskie; 2 sale gimnastyczne, piwnica, w której znajdowała sie szatnia i specjalne pomieszczenie do różnych imprez organizowanych w szkole. Dziewczyna miała 17 lat i była jedyną cichą uczennicą w szkole. Pierwszego dnia szkoły do jej klasy na ostatnią lekcję przyszedł pewien chłopak: blondyn o niebieskich oczach. Od razu wpadł jej w oko, jednak ona była zbyt nieśmiała, by odezwać się do niego. Była nim bardzo zauroczona do czasu gdy wracając ze szkoły z koleżanką wpadła na jednego chłopaka. Był to brunet, o bardzo jasnej cerze, ciemnych prawie czarnych oczach i kruczoczarnych włosach. Wysoki, umięśniony i bardzo przystojny chłopak od razu wpadł jej w oko i zapomniała o nowym koledze z klasy. Tak bardzo sie speszyła gdy na niego wpadła, że wydobyła z siebie tylko ciche przepraszam i miała zamiar odejść, gdy on odezwał się:
- To ja najmocniej przepraszam nic ci sie nie stało? - zapytał zatroskanym głosem.
- Nie... Miło, że pytasz - odparła zawstydzona.
- Nazywam sie William Whitney a ty? - przedstawił się grzecznie po czym dodał -Masz śliczne oczy, nigdy nie widziałem tak pięknych. - rzekł na co ona bardziej sie speszyła i milczała - Zdradzisz mi jak ty sie nazywasz? - zapytał.
- Cassie Nelson. - cicho odpowiedziała.
- Masz bardzo ładne imię-rzekł do niej- Cassie…. – wymówił jej imię tak pięknie, trochę jakby szeptem.
- Dziękuję, twoje też jest ładne - odpowiedziała mu, rumieniąc się.
Chłopak tylko uśmiechnął się, po czym rzucił krótkie do zobaczenia i tak jak sie pojawił tak szybko zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Cas myślała o nim bez przerwy przez kilka dni. Nie potrafiła zapomnieć jego ślicznej twarzy i głosu, który wywoływał w niej dreszcze.
Tydzień później, idąc do sklepu znów go zauważyła. Jej serce zaczęło bić mocniej. Nie wiedziała dlaczego ale cos kazało jej podejść do niego i zagadnąć. Ona- nieśmiała dziewczyna po raz pierwszy podeszła i pierwsza zabrała glos w rozmowie z chłopakiem. Rozmawiali z 10 min gdy nagle zza sklepu wyszło trzech chłopaków i przechodząc obok dziewczyny jeden z nich rzekł do kumpla:
- Zobacz jaka dupa- chłopak, z którym rozmawiała usłyszał to i powiedział
-Co mówiłeś? Przeproś ją! - rozkazał mu.
- Kim ty jesteś by mi rozkazywać palancie?! - wykrzyknął.
- Obraziłeś kobietę więc ją przeproś - powiedział.
-Bo co? Dupa poleci do mamusi i tatusia na skargę? Tak sie boje... - zadrwił.
Tego było za wiele chłopak rzucił się na niego i zaczął go katować. W tym czasie dwaj pozostali postanowili zabawić się dziewczyną. Jeden z nich złapał ją za przedramiona i mocno przytrzymał natomiast drugi zaczął sie do niej dobierać. Cassie była przerażona i zaczęła krzyczeć. Gdyby nie William to ci dwaj skrzywdzili by biedną dziewczynę. Chłopak usłyszał ją i natychmiast zareagował. Rzucił zmasakrowane ciało poprzedniego chłopaka i złapał tego, który miał skrzywdzić dziewczynę. Trzeci zdążył uciec uprzednio puszczając wolno dziewczynę. Ona była tak przerażona, że nie wiedziała co może zrobić. Krzyknęła:
- Zostaw ich! William proszę... - wyszeptała.
Chłopak jej nie odpowiedział. Był zbyt wściekły przez tych chłopaków. Patrzył na Cassie kilka sekund poczym podszedł i walnął ją o pobliskie drzewo zatapiając w szyi panny Nelson swoje śnieżnobiałe kły. Tak, William Withney był wampirem. Krwiożerczą bestią jaka spotykamy w książkach. Cas krzyczała ,ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Gdy chłopak się opamiętał puścił ją i powiedział ciche przepraszam. Ująwszy ją za twarz spojrzał jej w oczy i powiedział:
- Cassie Nelson zapomnisz o tym co sie zdarzyło, zapomnisz o mnie i o tym co widziałaś.
Wrócisz do domu i będziesz żyła jak dotąd swoim życiem. Nie będziesz nic z tego pamiętała. Żegnaj- gdy skończył zniknął, a Cassie została sama pod drzewem. Jej oczy zaszły łzami. Nie wiedziała dlaczego, ale chciało jej sie płakać. Czuła się okropnie. Jakby ktoś odebrał jej szczęście. Jakby tysiące noży wbijano w jej kruche serce. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak się czuje, bo przecież wcześniej bardzo cieszyła się z życia. Jednak teraz nie cieszyło ją nic. Czuła się samotna. Nie miała nic co dałoby jej szczęście, czegoś jej brakowało, czegoś co dobrze znała... Spojrzała przed siebie i zobaczyła, że w trawie coś się świeciło, wstała i podeszła bliżej. Jej oczom ukazał się kawałek szkła. Nie wahała się i chwyciła je w dłoń. Miała wypowiedzieć właśnie ostatnie słowa, gdy zobaczyła chłopaka w długich złotych włosach i białych szatach. To był jej anioł stróż.
- To jeszcze nie twój czas Cassie, jeszcze nie czas...- powiedział.
W tym momencie dziewczyna obudziła się gwałtownie. Nie rozumiała co się dzieje. Rozejrzała się po pokoju i uznała że to był tylko sen. Przecież wampiry i anioły nie istnieją. Spojrzała na zegarek. Była 4:37. Zmęczona położyła się i zmorzył ją sen.